{podróż do Szwecji- Karlskrona}



Widzisz Siebie w otoczeniu starej drewnianej zabudowy, gdy wiatr rozwiewa twe włosy, a do uszu dociera szum morza? Widzisz niebo w kolorze mleka i zniszczone stare pomosty wysunięte na ciemną i niespokojną wodę? 

Tak właśnie wygląda Karlskrona- miasto 33 wysp, leżące nad Bałtykiem. Miejsce, gdzie spotkasz najmilszych ludzi, a Twoim największym problemem będzie kupienie biletu autobusowego (w miejscu tym niezbędna jest karta, gotówka niewiele Ci pomoże)

Wyprawa do Szwecji była pomysłem spontanicznym, nigdy nie myślałam o tym kierunku, jednak oferta promocyjna znaleziona na internecie pomogła w podjęciu szybkiej decyzji, niespełna godzina, dwa przelewy- płyniemy!
 Czekała nas ponad dziewięciogodzinna podróż pociągiem, następnie cały dzień w Gdyni, w której ugościła nas znajoma o złotym sercu, 
a następnie nocna podróż statkiem płynącym do Karlskrony. Wszystko odbyło się bez przeszkód, jednak na prawdziwe schody natrafiłyśmy po dotarciu do celu- w ferworze walki straciłam swoją kartę walutową 
(a trzeba wiedzieć, iż byłam już w stanie zgubić swoje wszystkie karty, legitymację studencką, klucze do pracy i zniszczyć telefon, 
a to wszystko w przeciągu 5 dni). 
 Okazuje się, iż w Szwecji niemożliwe jest zakupienie jednorazowego biletu autobusowego za pomocą gotówki, jednak tutaj z pomocą przyszedł nam polak mieszkający na stałe na wyspie. Umożliwił skorzystanie ze swojej karty i stanowczo odmówił przyjęcia zapłaty w formie pieniędzy- już od samego początku byłyśmy zdumione uprzejmością mieszkańców. 

 Następnie czekała nas całodzienna wędrówka po Karlskronie, której klimat przybliżą Wam zdjęcia. W powrotnej podróży do portu również uzyskałyśmy pomoc, tym razem od niezwykle ciepłej pracownicy informacji turystycznej, która zaoferowała nam podwózkę własnym autem. Dodatkowo okazało się, iż w centrum tym pracuje polka mieszkająca w Szwecji od 20 lat, która po usłyszeniu historii o zagubionej karcie podarowała mi pluszowego łosia, mówiąc, iż nie chce by nasza podróż zostawiła jakiekolwiek negatywne odczucia. Był to gest materialny, jednak ciepło, które biło od tych kobiet oraz życzliwość, z jaką podeszły do dwóch nieco zagubionych studentek było najważniejsze, przewyższyłoby swą wartością każdy prezent, za który można by zapłacić.

 Podróż do Szwecji nazwałam Wyprawą po wiarę w ludzi. Te drobne gesty były tylko małymi elementami przygody, które sprawiły, że uśmiech na mej twarzy gościł przez kolejne kilka dni. 



Jeśli kiedykolwiek utracicie wiarę w drugiego człowieka wybierzcie się do Karlskrony, tam odnajdziecie ją na nowo.


















0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

 

Flickr Photostream

Twitter Updates

Meet The Author